Nigdy nie patrzyliśmy na nich jak na Anglików, Włochów, Niemców czy Hiszpanów, ale to właśnie Szwedzi w ostatnich latach regularnie sprowadzali nas na ziemię. Lata dziewięćdziesiąte w polskiej piłce reprezentacyjnej toczyły się według szwedzkiego kalendarza. Gdy już wydawało się nam, że coś znaczymy, przyjeżdżali Skandynawowie i walili nas maczugą w łeb.
Dla osób urodzonych w latach osiemdziesiątych reprezentacja Szwecji była niczym wielki (nietypowy, bo żółty ) znak "STOP". Ale wtedy myśmy jeszcze tego nie wiedzieli. Nie wiedzieli tego Wojciech Łazarek, nie wiedzieli tego Andrzej Strejlau, ani Janusz Wójcik, nie wiedział też, a przecież mógł już się domyślać, Paweł Janas.